A i Lofoten są jeszcze fajniejszą miescowością niż jej nazwa. Miłe urocze miasteczko położone na południowo-wschodnim krańcu Moskenesoya. Piękne górki prowokują co by po nich pobiegać, choć szlaków jak na lekarstwo. Ale jest jeden, który prowadzi na zachodnią stronę wyspy wzdłuż Agvatnet - takie skrzyżowanie stawu z fjordem. Skrzyżowanie, ponieważ w czasie sztormu woda przybiera tak szybko, że bez wsparcia oceanu byłoby to niemożliwe. Dość na tym, że szlak (na którym nawet udało się umieścić łańcuchy!) wznosi się kilka metrów nad taflą spokojnego Agvatnet. W czasie sztormu znajduje się natomiast nieco pod jej poziomem. Podczas spacerku nad brzeg oceanu, akurat fronty atmosferyczne wpadły na pomysł zderzenia się nad wyspą i zaaplikowały taki występ. Zdążyłem poczuć jak wiatr zdmuchuje mnie z przełączki gdzieś w dół, po czym salwowałem się ucieczką na wyższe zbocza zielonych wzgórz Agvatnet okalających. Niepozorna ścieżka okazała się trudniejsza niż niektóre ViaDolorosy - zamiast śliskich kamieni dostajemy podmoknięte torfowisko, gdzie łatwo zgubić nie tylko obuwie ale i kawałek kończyny. Mi Agvatnet niczym fjord z dowcipu postanowił jeść wprost z ręki, kiedy dmuchnął mną na jakieś wystające skałki - zadowolił się małym kawałkiem skórki z mięśniem:)
Na szczęście pokoik w schronisku nie zmienił swojego nastawienia do wilgoci, a w okolicy można nabyć suszonego dorsza - działa jak mięta - kojąco:)
Przed wyjściem na "górskie" spacery warto upewnić się czy mamy przy sobie apteczkę, termos z czymś gorącym no i najważniejsze - jaka pogoda jest zapowiadana na najbliższe godziny - choć to akurat na Lofotach przypomina wróżenie z fusów - zwłaszcza jesienią.